Moja mama bardzo kocha swoją wnuczkę, zresztą z wzajemnością. Babcia naprawdę poświęca jej swój czas, bawi się z nią, a mama mojego męża raz w roku przychodzi do nas w gości popatrzeć na wnuki. Kiedy urodził się nasz syn, byliśmy z mężem już trochę bardziej przygotowani i mogliśmy poświęcić dzieciom więcej uwagi.
Moja Mama jest wesoła, Gdy mi smutno jest i źle. Moja Mama kocha mnie. Lata samolotem. Moja Mama jest kochana, moja Mama wszystko wie, Mama jest kochana, kiedy dobrze uczę się, od samego rana. wtedy cieszy się. Mama to mój cały świat. Nasza Mama jest kochana I uśmiecha się od rana. A my bardzo Ją kochamy I życzenia Jej skaładamy.
Postna zupa grzybowa to moja ulubiona potrawa wigilijna i nie mogę się już doczekać, aż znowu będę się nią rozkoszować. Moja ciocia robi ją najlepiej i zdradziła mi przepis. Oprócz intensywnego wywaru warzywnego oraz sporej ilości suszonych grzybów przyda się także składnik, który raczej kojarzy się z Wielkanocą.
Odpowiedź:Moja mamusia najlepiej na świecie potrafi kochać swoich najbliższych,zawsze mi pomoże,porozmawia,pocieszy i przytuli.Po za tym mama jest wspaniałą gospodynią w domu,świetnie gotuje,piecze ciasta i świetnie utrzymuje czystość w naszym domku.Chciałabym serdecznie jej podziękować ,za to jak wspaniale mnie wychowała i dała tyle miłości,że czuję się najlepszą
Tsa? Moja mama od lat robi różne nalewki. Mama robi je ma mieszance wódki i spirytusu z czymśtam. Nieważne. Ważne że wódki i spirytusu. Wychodziłam z mamą i bratem na zakupy. Ja miałam 8 lat, Sławek 4. Mama głośno, bardziej do siebie niż do nas, powiedziała “pamiętać żeby kupić wódkę i spirytus na nalewke”.
Jednakowoż żyję zdrowo i mam się dobrze. Moja białoruska ciocia Apolonia (jak i moja mama – z domu Niedroszlańska, z tego samego majątku, a jakże – Niedroszla) lat 78, w zeszłą sobotę, o godzinie siódmej rano podała nam bliny z pszennej mąki. Tzw. szybkie, na sodzie lub proszku do pieczenia. Takie jedzą tam od zawsze.
jest u mnie od kilku tygodni, jest to osoba starsza, schorowana, wymagająca zainteresowania swoją osobą. No i właśnie tu jest problem, bo ciągle ma pretensje,że za mało czasu jej poświęcam,że nie siedzę, nie rozmawiam.a ja mam też
4Q2JPDH. Długo zastanawiałam się jak ugryźć ten temat. Jak zacząć, opowiedzieć to, co od bardzo dawna nie daje mi spokoju. Matka ma być matką. Koniec. Zauważyłaś już tę prawidłowość? Nie twierdzę, że macierzyństwo to nie powód do największej dumy na świecie. Oczywiście, że tak! W końcu stworzyłaś człowieka! Na starcie powinno wręczać się z tej okazji jakiś grubszy czek. Oj nie mów, że wystarczy Ci, że masz swoje ukochane maleństwo w końcu przy sobie. Ja absolutnie tego nie neguję, ale nagrodą w postaci brylantów napewno bym nie pogardziła 🙂 Wracając do tematu… Pamiętam jak po pierwszej ciąży, po najgorszym na świecie połogu (dwa następne to pestka przy tamtym), po kilkunastu tygodniach bycia tylko i wyłącznie dla swojego maluszka, umówiłam się z koleżankami na wieczorne wyjście do dyskoteki. Pomyślałaś już “jaka bezczelna! Wypomina dziecku, że była przy nim, kiedy ten najbardziej jej potrzebował!”? No właśnie… Bo z żartów, że matki wyjście do biedry traktują jak imprezę, to wszyscy się śmieją, ale gdy ta sama matka powie “idę na imprezę” to nagle połowa otoczenia robi grymas na twarzy podobny do tego, który robię ja, kiedy moje dziecko po raz setny wyleje na podłogę swój soczek. Tak, moja rodzina zrobiła wtedy dokładnie to samo. Matce nie wypada robić różnych rzeczy. I oczywiście rozumiem, że przy dziecku to raczej słabo wyglądają pewne zachowania, ale gdy tego dziecka nie ma? Mam wrażenie, że człowiekowi już zwykłej “kurwy” sobie rzucić nie można. Bo jak to tak?! Matka i takie słownictwo?! Porządna mama siedzi w domu na dupie i dzierga sweterki na drutach, a nie chodzi i po ulicach bluzga (tudzież w towarzystwie znajomych). Matce nie wypada 2 razy w tygodniu chodzić do kosmetyczki, bo “ciekawe co wtedy robią jej dzieci”, ubierać za często obcasów – “na bank nie chodzi ze swoim maluchem na rowerek”. Najlepiej, żeby ubierała się w wór pokutny, albo chociaż w stylówkę podobną do tej którą nosi jej dziecko. Ooo tak najlepiej by było! Bo przecież jak dbać o siebie przestanie, to zaraz jej wypomną, że mąż kochanki będzie szukać. Musi dbać, ale bez przesady. Kariery w Hollywood i tak już nie zrobi. Nie wypada pić jej piwa, wiadomo że lampka wina lepsza i to tylko raz w miesiącu, o fajkach nie ma nawet mowy. Muzyka? Musi, ale to musi znać wszystkie dziecięce hity. Bez tego ani rusz. I tutaj w ogóle nie żartuję, pamiętam jak jakiś czas temu znałam tylko dwie piosenki, w tym “aaa kotki dwa”. Ależ mi wstyd było! Ulubiony rap? No błagam! Nawet w samotności przestałam go słuchać, bo jak to tak? Matka?! Ma słuchać bluzgów zamiast muzyki?! Oj czułam się okropnie. Wyrzuty sumienia mnie żywcem zżerały. Sama się na tym łapię. Nie, że oceniam samą siebie, ale oceniam inne matki. Zupełnie bezsensu, wiem. Ale to silniejsze ode mnie! Wiem, że źle robię, ale podświadomie szukam wad u innych mam, tylko po to, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że ja jestem najlepsza. Wiesz z czego to wynika? Z niepewności, z kompleksów. Żałosne… Kurcze serio żałosna jestem! Wiesz z czego rodzą się te wszystkie założenia, że prawdziwa matka ma być ucieleśnieniem ideałów i prawości? Właśnie z kompleksów i niepewności innych kobiet. Bo tak, chciałabym chcieć umieć wszystkie jagódkowe hity, chciałabym chcieć nie marzyć o wakacjach we dwójkę, tylko z mężem, o imprezie do rana na plaży i to takiej z alkoholem (what?!). Niestety wygodniej stwierdzić, że “nie wypada” niż szczerze odpowiedzieć “nie chce mi się, za stara jestem, nie mam czasu, już mnie to nie bawi”. Najgorzej, gdy jednak wciąż bawi, a sami siebie zamykamy w jakieś dziwne oczekiwania, a później stwierdzamy “dziecko ogranicza”. Bo może i faktycznie ogranicza, ale swobodę w korzystaniu z toalety, a nie to jakim człowiekiem się jest.
Moja mama jest osobą niezwykle ciepłą i radosną. Gdy mam jakikolwiek problem, biegnę lub dzwonię do niej wyżalić się. Ona jako jedyna w rodzinie potrafi szybko sprowadzić mnie do pionu. Mówi – Nie martw się, tak miało być, zobaczysz wyniknie z tego coś dobrego – z takim przekonaniem, że ja wiem, że tak będzie i momentalnie czuję się lepiej. W ogóle jest zawsze przy mnie i mogę zwrócić się do niej ze wszystkim. Taka mama to skarb! Zapytałam ją, jak to robi, że jest zawsze w dobrym humorze? Nigdy nie narzeka, odnajduje się w każdej sytuacji i radzi sobie ze wszystkimi problemami. Wcale nie ma ich mniej, niż ja. Jest cały czas w ruchu Śmieję się często mówiąc, że moja mama nie potrafi odpoczywać. Ciągle jest w biegu, rzadko można ją zastać w domu, chyba że późnym wieczorem, a jeśli już to sprzątającą, myjącą okna, gotującą, czytającą, przesadzającą kwiaty. Cały czas coś robi. To jej sposób na to, aby nie myśleć o głupotach, nie martwić się na zapas i nie rozpamiętywać przeszłości. Skąd bierze na to wszystko siłę? Im więcej robi, tym więcej jej ma. Paradoksalnie jeśli długo przebywamy w łóżku, szybko czujemy się znużeni i zmęczeni. Działanie napędza działanie. Moja mama mówi, że w ten sposób odpoczywa. Gdy bierze urlop w pracy – nadal jest aktywna zawodowo – nie spędza go w domu przed telewizorem. Poświęca wolny czas na porządki w mieszkaniu, spotyka się z koleżanką, robi zakupy, przygotowuje obiad i dużo czyta. Codziennie poświęca czas na modlitwę Moja mama pracuje na pełen etat w dużej firmie. Jej praca jest wymagająca i odpowiedzialna, często wiąże się ze sporym stresem. Domyślam się, że gdybym była na jej miejscu pierwsze co bym zrobiła po powrocie do domu, to wyciągnęłabym się na łóżku i tak już została do wieczora. Moja mama w drodze do domu robi zakupy, potem obiad, a o 18 codziennie jest w Kościele. Bez względu na pogodę. Gdy pytam ją, jak to możliwe, by po całym dniu bieganiny, miała jeszcze chęć na Mszę Św.? Odpowiada zawsze to samo – Bóg daje mi siłę. Codzienna modlitwa napełnia jej baterie do pełna, by następnego dnia miała wystarczająco dużo energii na wszystkie zadania. Jest to też dla niej okazja do kontemplacji i wyciszenia. Działa zamiast myśleć Jeśli pojawia się jakiś problem, moja mama zaczyna działać. Nie rozmyśla, nie rozkłada go na czynniki pierwsze, nie zastanawia się jaki będzie wynik, po prostu szuka rozwiązania. Nie analizuje, co będzie, gdy jej się nie uda. Nawet jeśli coś nie idzie po jej myśli, nie rozpacza. Wie, że życie nie składa się z samych wzlotów i akceptuje niepowodzenia. Mam wrażenie, że ich w ogóle nie doświadcza, ale prawdą jest, że szybko przechodzi nad nimi do porządku dziennego. Po prostu przyjmuje to, co przynosi jej życie. Ma niewygórowane oczekiwania wobec życia Kiedyś zapytałam mojej mamy jakie są jej marzenia. Powiedziała, że ma w sumie dwa. Chciałaby na emeryturze być mobilna i mieć do swojej dyspozycji samochód – obecny pomału się rozsypuje – oraz raz w roku wyjechać na zagraniczną pielgrzymkę. Do tej pory była w Jerozolimie, Lassalette we Francji, we Włoszech i w Medjugorie. Pielgrzymki dają jej ogromną siłę; z każdej takiej wyprawy wraca zupełnie odmieniona, pełna wiary i miłości. Jeśli nie mamy wygórowanych wymagań wobec życia, rzadziej czujemy się rozczarowani. Zdaję sobie sprawę, że warto od siebie wymagać więcej i dążyć do realizacji swoich marzeń, mierzyć wyżej, ale czasami nasze aspiracje są coraz większe, wręcz nieosiągalne i ze względu na niepowodzenia tracimy motywację. Marzenia mojej mamy są w jej zasięgu, ale wiem też, że gdyby nie udało jej się ich spełnić, nadal będzie cieszyć się życiem. Nie martwi się na zapas, ani tym na co nie ma wpływu Gdy mówię mojej mamie o swoich obawach, związanych z wydarzeniami w przyszłości, zawsze odpowiada – Teraz się nad tym nie zastanawiaj i nie twórz scenariuszy, zostaw wszystko swojemu biegowi, zobaczysz, że wszystko się ułoży. I przeważnie tak się dzieje. Chyba jeszcze żaden czarny scenariusz się nie sprawdził. Podobnie jest ze sprawami, na które nie mamy wpływu. Nie warto zaprzątać sobie nimi głowy, jeśli nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Angażuje się w pełni w wykonywane zadania Jeśli gotuje to gotuje, jeśli czyta to czyta, jeśli się modli to całą sobą, jeśli sprząta to sprząta. Nie robi dwóch czynności na raz, dzięki czemu może całą swoją uwagę skupić na jednej. Szybko podejmuje decyzje i już się nie cofa. Według mnie takie podejście znacząco wpływa na naszą efektywność. Moja mama nie ma Facebooka, z Internetu korzysta sporadycznie i głównie w pracy. Telewizor jest prawie zawsze wyłączony. Nie rozpraszają ją komunikaty przychodzące ze smartfona, bo nadal korzysta ze starego modelu Nokii i nie chce go wymieniać na nowoczesny telefon z ekranem dotykowym. Bo po co? Telefon służy jej jedynie do dzwonienia i wysyłania sms-ów. Myślę, że ludzie bez tej całej technologii, która codzienne atakuje nas ze wszystkich stron, byli szczęśliwsi i mieli więcej czasu na prawdziwy kontakt z drugim człowiekiem. Nie na fejsie. Dostrzega piękno świata i cieszy się z małych rzeczy Jak mało kto potrafi zachwycić się zachodzącym słońcem, spacerem w lesie, nawet kwiatkiem doniczkowym, który nagle wypuszcza pierwsze pąki. Nie potrzebuje wyjazdów zagranicznych, by dostrzec, że świat jest piękny. Widzi go każdego dnia wyglądając przez okno, wracając z pracy, pielęgnując rośliny w mieszkaniu. Czerpie radość z obcowania z naturą. Ma rękę do kwiatów, szczególnie doniczkowych. Jej mieszkanie jest czyste, przestronne i bardzo zadbane. Cieszy ją każdy nowy gadżet, choć nie jest typem zbieracza, jej mieszkanie ma swoisty, trochę folkowy klimat. Każdy element ma swoje miejsce, stworzyła w swoim mieszkaniu – z resztą w każdym miejscu, w którym mieszkaliśmy – ciepłą i rodzinną atmosferę. Umie prosić o pomoc Jeden zięć naprawia samochód, drugi pomaga w remoncie mieszkania. Kuzyn odrestaurowuje meble i robi po kosztach piękny dębowy stół. Moja mama nie ma obaw przed poproszeniem o pomoc nawet obcej osoby spotkanej na ulicy, gdy zepsuje jej się samochód i zawsze tę pomoc otrzymuje. Sama nie pozostaje dłużna i jeśli trzeba służy pomocą. Jest otwarta i serdeczna i szybko zjednuje sobie ludzi. Moja mama jest najwspanialszą mamą na świecie i jestem jej bardzo wdzięczna za jej bezinteresowną miłość. Cechuje ją duża pokora, nigdy nie narzuca swojego zdania, ale zawsze stara się udzielić mądrej, życiowej rady. Uczę się od niej takiego podejścia do życia. Akceptacja, pokora, wdzięczność, to cechy, które pomagają przyjmować, to co przynosi życie i dostrzegać wartość w każdym zdarzeniu, nawet trudnym. Jestem ciekawa od kogo Wy czerpiecie siłę i umiejętność cieszenia się życiem. Czy są w Waszym otoczeniu osoby, które są zawsze radosne? A może Wy tacy jesteście i możecie podzielić się swoimi sposobami na udane i szczęśliwe życie. Dorota Zalepa Hej! Mam na imię Dorota i kocham celebrować życie. Moją receptą na szczęście jest bycie tu i teraz oraz szukanie szczęścia w małych rzeczach. Cenię zdrowe odżywianie i naturalną pielęgnację, a także modę w rytmie SLOW, gdzie nie ilość, ale jakość ma największe znacznie.
Zaczyna się właśnie sezon na pytanie o najważniejszą na świecie rzecz dotyczacą dziecka: gdzie czapeczka? Możemy sobie na ten temat pożartować i śmieszkować do woli, bo przecież nikt nie trzyma nam spluwy przy głowie. Jednym z podstawowych mechanizmów obronnych większości matek jest powiedzonko „jestem mamą, wiem co dobre dla mojego dziecka”. Serio? Bo nie zakładasz czapeczki? Wraz z urodzeniem dziecka rodzi się mnóstwo wątpliwości, strachów i przekonań. Na przykład o własnej nieomylności. Nawet reklamy z uśmiechniętymi, ociekającymi lukrem dziećmi, które mama karmi jakimś słodkim syfem mówią, że te mamy wciskają cukier w dzieciaki z miłości. Problem zaczyna się w miejscu, w którym ktoś znajduje zwłoki noworodka. Mocne? Dlaczego? Przecież mama wie, co najlepsze. Mam nadzieję, że ty też w życiu nie słyszałaś większej bzdury. Nie wiemy co jest najlepsze dla naszych dzieci, bo chociaż jesteśmy wyposażone w hormony i instynkty, nieraz brakuje w nas zdrowego rozsądku. Tak, mi też. Ten noworodek to oczywiście skrajny przykład bestialstwa, ale drobniejszych przewinień, które jako rodzice mamy na koncie, jest znacznie więcej. Nie potrzebuję twoich rad. Jakiś czas temu zapanowała moda na to, żeby nie słuchać starszego pokolenia – cioć, babć i mam, które w naturalnym odruchu próbują nam wciskać życiowe mądrości. I faktycznie często ich rady nie będą miały zastosowania w dzisiejszym świecie. Wiosną nie musisz dziecku naciągać czapki na głowę, nie będziesz miała wielkiego problemu z tym, że młode cały dzień tapla się w kałuży albo nabrudzi przy obiedzie. To jednak nie znaczy, że czasem nie mają racji. Ale… Jeszcze 30 lat temu większość rodziców dawała dzieciom klapsy. Uważali, że to najelpsze rozwiązanie przy histeriach, nieposłuszeństwie, własnym zdaniu. Jeszcze 40 lat temu operacje na dzieciach przeprowadzano bez znieczulenia. 50 lat temu w szkole bito dzieci linijką po rękach, tyłkach, stawiano do kąta i traktowano jak podludzi. Wymieniać dalej? Strefa komfortu. Dzisiejsze wychowanie to ciągły balans pomiędzy tym co słuszne, co dobre, a co w naszych głowach. Też zauważyłaś, że jakoś od roku-dwóch każdy choach zachęca do wychodzenia ze swojej strefy komfortu? Krótko mówiąc: próbuj robić rzeczy, których normalnie byś nie zrobiła. Nawet jeśli będzie to wysłuchanie tego, co ktoś ma ci do powiedzenia, bo może się okazać, że ma rację. Rodzicielstwo jest dla mnie ciągłym opuszczaniem strefy komfortu. Ba, ja w tej strefie już dawno nie byłam! Przekroczenie granicy bólu podczas porodu. Pozwalanie na rzeczy, na które nam nie pozwalano. Gryzienie się w język zamiast ciągłego ględzenia. Nie mów mi, o nie! Że zawsze masz rację. Że twoja racja jest najtwojsza, a ja postaram się trzymać język za zębami, gdy pomyślę, że moja jest najmojsza. Wiem, że nie potrzebujesz moich rad, ale gdy o jakąś prosisz – wysłuchaj. Uwierz mi, że nie zawsze masz rację. Są lepsze żarty od tego, że mama wie najlepiej. Ok, z wyjątkiem mojej. Moja najlepiej wie, że ja wszystko wiem najlepiej!
Kiedy byłeś mały, mama potrafiła być irytująca. Ona wiedziała wszystko najlepiej. Mówiła Ci co masz robić, jak się ubrać i z kim nie powinieneś się zadawać. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim co mamy mówiły, kryło się wiele cennych lekcji. Oto 10 najważniejszych rzeczy, które wpajała Ci mama i miała rację. 1. „Skąd wiesz, że tego nie lubisz jak nie spróbowałeś?” Dzisiaj każdy rozsądny dorosły wie, że eksperymentowanie ubarwia życie i rozciąga strefę komfortu. Kiedy byłem mały, nie można mnie było zmusić do tego, żebym zjadł flaki. Gdzieś tam wcześniej widziałem kiedyś rozjechanego psa, któremu wypłynęły flaki i myślałem, że oni chcą mnie tym karmić. Na nic zdały się wszelkie zapewnienia, że to nie takie flaki. Dzisiaj je uwielbiam. 2. „Jakby koledzy skakali z mostu to też byś skoczył?” Zrobiłem wiele głupich rzeczy tylko dlatego, że robili je moi koledzy. Szedłem na wagary, chociaż nie miałem na to ochoty. Piłem piwo, chociaż w ogóle mi nie smakowało. Każdy z nas chciał się ubierać jak inni i mieć te same gadżety co inni. Jednak to jest miecz obosieczny, bo kiedy dostrzegasz, że podążanie za tłumem rzeczywiście nie ma sensu, to mama zmieniała zdanie i wtedy słuchałeś, że trzeba iść na studia, znaleźć pracę, ożenić się, wziąć kredyt itd. bo… przecież wszyscy tak robią. Dlatego jak chcesz zrobić coś odstającego od schematu i mama ma pretensje, to przypomnij jej, że przecież to ona Ci to wpoiła. 3. „Pieniądze nie rosną na drzewie.” No rzeczywiście nie rosną. Trzeba na nie zapracować. Im większą wartość wnosisz do społeczeństwa i im większej ilości ludzi jesteś w stanie pomóc w tym samym czasie, tym więcej zarobisz. 4. „Idź już spać, bo rano będziesz zmęczony.” Czy dzisiaj nie jest to oczywiste, że jak trzeba wstać o 5:30, to siedzenie przed komputerem do 1:00 nie jest zbyt rozsądne? 5. „To nie jest towarzystwo dla Ciebie.” Miałem różnych kolegów. Do części z nich moja mama miała zastrzeżenia. Myślałem, że ma do nich jakieś osobiste pretensje. Doskonale rozumiała, że zadając się z nimi, mogę zejść na złą drogę. 6. „Nie garb się.” Czyż to nie było wkurzające, kiedy za każdym razem, gdy siedliście do wspólnego obiadu słyszałeś „nie garb się” albo „wyprostuj się”? Dzisiaj wiesz, że osoba z wyprostowaną sylwetką jest atrakcyjniejsza. Ktoś, kto się garbi jest mniej pewny siebie i robi złe pierwsze wrażenie. 7. „Nie obchodzi mnie kto zaczął. Macie się dogadać.” Masz rodzeństwo? Jeśli tak, to wiesz jak to wygląda. „Mamo, bo ona zabrała mi klocki”, „Mamo, a on mnie bije” itd. Często ten bój przegrywają starsze dzieciaki bo wtedy słyszą: „jesteś starszy, to ustąp”. Mam starszą siostrę i nie pamiętam, żeby mama jakoś szczególnie stawała w roli rozjemcy. Zazwyczaj sami musieliśmy dojść do jakiegoś porozumienia. To uczy nas, że nie ma sensu się skarżyć i obwiniać innych. Najpierw zrób co się da, żeby szybko rozwiązać problem. Nie zachowuj się jak niedojrzały pajac biorąc drugą stronę na przeczekanie. Urządzanie zawodów w „kto pierwszy zmięknie” jest przejawem niedojrzałości. Załatw to choćby dla własnego komfortu psychicznego. 8. „Nie musi się udać, ale przynajmniej spróbuj.” Otóż to. Jazda na rowerze, kolorowanie bez wyjeżdżania za linię, lepienie z plasteliny, pływanie itd. Ty się bałeś podejść do zadania i mama zachęcała Cię właśnie tymi słowami. Chciała, żebyś się przełamał bo wiedziała, że jak zrobisz ten pierwszy krok, to będzie łatwiej. 9. „To nie koniec świata.” Zerwała z Tobą dziewczyna, z którą miałeś być do końca życia? Nie zdałeś prawa jazdy? Nie dostałeś pracy? Nie zdałeś egzaminu na wymarzone studia? Wtedy padały słowa: „To nie koniec świata”. Wtedy tego nie rozumiałeś, ale dzisiaj wiesz, jakie to prawdziwe. 10. „Zrozumiesz jak będziesz starszy.” Zrozumiałem mamo. Dziękuję.
Kazirodcze wyznania pewnej matki opublikowane w sieci Tor. Ciekawe do poczytania. Opisuję to co zaszło pomiędzy mną a moim synem, dlatego że sama tego chcę. Sama tego chciałam, sama do tego doprowadziłam i sama za to odpowiadam. Było to świadome i dobrze wiedziałam co robię. Tyle tytułem wyjaśnienia. Nie uchylam się od odpowiedzialności i ewentualnych konsekwencji, chociaż mam nadzieję, że żadnych negatywnych dla mnie i mojego syna nie będzie. Nie chcę, żeby inne kobiety, matki, siostry, kuzynki traktowały mój wybór jako usprawiedliwienie dla siebie. Staram się być odpowiedzialna i każdej z was to radzę. Postępujcie jak uważacie za słuszne, pamiętajcie także o dobru waszych dzieci. Dla każdej matki to jest najważniejsze. Nie dajcie sobie jednak wmówić, że to, na co macie ochotę wy i wasze dzieci jest złe lub nienaturalne. Nie mogę tu na forum bywać codziennie ale raz na jakiś czas będę się pojawiała. Odpowiem na wszystkie mądre pytania i postaram się pomóc. Ale z nikogo nie zdejmę ciężaru decyzji. Decyzję zawsze podejmujesz Ty! Ten przydługi wstęp był konieczny. A teraz mogę opisać to, co już się wydarzyło... Ja wiecie mam 3 synów, których sama wychowuję. Często fantazjowałam i marzyłam o seksie z nimi. Jestem zadbaną kobietą i chyba nienajbrzydszą, mam 43 lata. Podejrzewałam, że oni też w ten sposób o mnie myślą. To przecież normalne. Kiedyś zauważyłam przypadkiem, że syn (16 lat) często patrzy ma moje piersi. U najstarszego syna (18 lat) znalazłam filmy pornograficzne na DVD i pisma. Wbrew pozorom mamy wiedzą jak obsługiwać urządzenia elektroniczne... Najmłodszy syn (prawie 13 lat) często się masturbuje. Wkładam do pralki jego rzeczy, to wiem poza tym to słychać. Postanowiłam spróbować zrealizować swoje fantazje a jednocześnie zaspokoić ciekawość seksualną i nauczyć miłości fizycznej najmłodszego syna. W piątek wieczorem zostaliśmy w domu sami. Najstarszy syn wyszedł na noc do kolegi, średni jeszcze nie wrócił z obozu. Mieszkamy w 4-pokojowym obszernym lokalu, każde z nas ma więc swój pokój. Po kolacji poprosiłam syna żeby został w kuchni. Kupiłam ciasto, które bardzo lubi i słodkie piwo Desperados. Najpierw ukroiłam mu ciasta, zaczęliśmy rozmawiać tak o wszystkim, że zbliża się szkoła i podobnych tematach. Zaczęłam go delikatnie podpytywać o dziewczyny. Był nawet otwarty, powiedział, że podoba mu się o rok starsza dziewczyna z naprzeciwka, z podwórka jak mówią dzieci. Gdy zjadł ciasto wyjęłam piwo z lodówki, wkroiłam cytrynę i zaproponowałam, żeby się napił. Był bardzo zdziwiony, bo w domu nie pozwałam pić alkoholu. Dopiero od niedawna robiłam wyjątek dla najstarszego syna a i to niechętnie. Powiedziałam mu, że dorasta, nie jest już dzieckiem i może spróbować dobrego piwa, że powinien wiedzieć jak pić odpowiedzialnie. Był zachwycony. Ale który chłopak by nie był? Gdy wypił piwo rozmowa zrobiła się nieco swobodniejsza. Wlałam mu jeszcze kieliszek nalewki z porzeczek, którą co roku robię. Miał czerwoną twarz, widziam, że lekko się upił. Ale naprawdę lekko, trochę mu w głowie zaszumiało. Zapytałam go wprost czy często myśli o kobietach. Przytaknął. Później czy myśli o nagich kobietach i czy się dotyka. Bardzo się zawstydził, ale przyznał, że tak. W końcu zapytałam go, czy uważa, że ja jestem ładna, jak na kobietę w tym wieku. Szybko odpowiedział, że tak. Nie ukrywam, że ja wtedy już byłam bardzo podniecona. Podeszłam do krzesła, na którym siedział i delikatnie, ale stanowczo włożyłam mu rękę w spodnie. Ku mojemy zdziwieniu nie miał erekcji, ale bardzo szybko dostał. Zaczęłam mu masować członka. Nie wiem czy bardziej był podniecony, czy przestraszony. Wzięłam go do siebie do pokoju i zdjęłam bluzkę. Syn był bardzo potulny. Położyłam mu ręce na swoich piersiach i poprosiłam, żeby possał mi sutki. Później rozebrałam sie cała a on dotykał moich pośladków i włożył mi ręke między nogi. Wtedy wzięłam mu członka do buzi i zaczęłam ssać. Nie trwało to długo, kilkanaście sekund. Chłopak miał wytrysk. Szybko założył spodnie i chciał wyjść ale go zatrzymałam, żeby nie tworzyć niezręcznej sytuacji. Powiadziałam mu poważnie, że o mnie też musi pamiętać. Pokazałam mu co ma robić. Trochę polizać łechtaczkę, włożyć palce do środka pochwy. Nie miałam orgazmu, nie chciałam przedłużać. Pobawił się mną kilka minut i pozwoliłam mu wyjść. Następnego dnia rano sama przyszłam do niego do łóżka i powtórzyliśmy wszystko. Tym razem był bardziej rozluźniony, mniej spięty, chętniej się mną zajmował, nie miał od razu wytrysku (chociaż i tak szybko, po około minucie w moich ustach). Poszliśmy na śniadanie, gdzie całkiem normalnie rozmawialiśmy. Powiedziałam mu, że to jest na razie między nami, ale może kiedyś poproszę go, aby porozmawiał na ten temat ze swoimi braćmi. W sobotę po południu wrócił jeden a w niedzielę (dzisiaj) drugi. Między mną a najmłodszym synem wszystko wydaje się dobrze. Dzisiaj rano szepnęłam mu tylko, że nie będziemy się nigdy pieścić, gdy jego bracia są w domu. Może gdy zacznie się szkoła, on będzie wcześniej wracał. A może w weekendym, oni mają zajęcia dodatkowe. Zobaczymy, na razie to nieważne. Jestem bardzo szczęśliwa, że tak się stało. Sama czuję się lepiej. Nie miałam mężczyzny od 2 lat. Jest mi lepiej. Jestem pewna, że jemu również i wiele się nauczył i jeszcze nauczy. Kiedyś w życiu na pewno mu się to przyda. Zastanawiam sie jak i kiedy porozmawiać z nim, aby zaproponował starszemu synowi, żeby się mną zainteresował. Albo raczej okazał zainteresowanie, bo na pewno się mną interesuje tylko się wstydzi. A może sama powinnam porozmawiać? Jeszcze nie wiem. Mam mały mętlik w głowie. Ale nie czuję się winna. Pokdreślam nie czuję się winna. Napiszę jeszcze jak się sytuacja rozwinęła. Spróbuję też odpowiedzieć na pytania osób w podobnej sytuacji. Na pewno warto zacząć, co do tego nie mam wątpliwości. Eliza PS. Proszę wszystkich, którym się moja postawa nie podoba o kulturalne wypowiedzi lub o powstrzymanie się od niegrzecznych i złośliwych uwag i komentarzy. Jestem osobą, która ceni sobie bardzo kulturę osobistą, nie jestem trzpiotką czy kimś z marginesu. Mam swoje lata, doświadczenie i pozycję, czuję się obrażona, gdy ktoś nawet w internecie nie umie uszanować innych ludzi. Sama zawsze jestem grzeczna dla innych i wymagam tego samego. Pozdrawiam. E.
co moja mama robi najlepiej